RAJSKA WYSPA BALI - CZĘŚć DRUGA
 AUTOR: tpadm  /  przeczytano: 2832 razy
 
 

W poprzedniej części opisałem ogólne wrażenia oraz warunki wakacyjnego pobytu na Bali. W tej części skupimy się na kilku atrakcjach oraz miejscach, które warto odwiedzić. Bali słynie z wielu świątyń, ale nie tylko one są tam interesujące.

1
Bali to wyspa świątyń. To także unikalna architektura i wspaniała atmosfera.

Przebywając na Bali nie sposób nie docenić rozmachu i charakteru lokalnej architektury. To co zaskakuje, to ilość rzeźb i ogromna dbałość o wygląd balijskich gospodarstw. Przyzwyczajeni jesteśmy, że wartości kulturalne są ważne dla ludzi dopiero wtedy, gdy wszystkie inne - bardziej podstawowe są już zapewnione. Biedni ludzie rzadko chodzą do teatru, nie inwestują pieniędzy w gustowne rzeźby i nie stawiają eleganckich, kamiennych murków wokół domu. Na Bali wszytko jest odwrócone. To kraj, w którym nie wiadomo, czy wchodzi się na teren świątyni czy na czyjąś posesje, czy może do muzeum. Widzieliśmy rzeczy, które kompletnie nas zaszokowały. W tradycyjnych balijskich wioskach, 30% terenu każdej posesji zajmuje część religijna (bardzo wystawna, bogato zdobiona, zazwyczaj widoczna od strony drogi) a pozostała część to bieda z początków XIX wieku.  Wiele domów jest jednoizbowych, a centralną część zajmuje piec (ogrzewa i służy do przyrządzania potraw) obok którego stoi chałupniczo przygotowana piętrowa prycza. Pomimo tego, że 2 kroki obok - w części religijnej, jest wystawnie ponad zasobność przeciętnego Europejczyka.

2
Granica pomiędzy sferą sacrum a profanum jest tu mocno zachwiana. To nie wejście do świątyni tylko na prywatną posesję.

Same świątynie, te poza gospodarstwami domowymi, również w niczym nie przypominają tych z Europy. To raczej obmurowane place z różnymi elementami architektonicznymi. Trudno o wielu świątyniach powiedzieć, że są zachwycające (choć są i takie) tym bardziej, że do wielu z nich turysta nie ma wstępu. Wrażenie jednak robi ich spójna i jedyna w swoim rodzaju architektura, bliskość natury oraz wspaniała atmosfera. W naszej pierwszej podróży po Bali, nie planowaliśmy odwiedzenia wielu świątyń. Wybraliśmy te, które są ciekawie położone i na tyle nieodległe, żeby nie marnować całego dnia na dojazd. Co więcej, jedną z najładniejszych mieliśmy pod samym nosem - w samym centrum Ubud. Nazywa się Pura Saraswati i mieści się tuż przy samym budynku kawiarni Starbucks (wyglądało to tak, jakby kawiarnia była na terenie świątyni). Niewiele wiemy o tej świątyni, weszliśmy tam przez przypadek, myszkując po Ubud. Urzekająco piękne w tym miejscu jest to, że główna dróżka do serca świątyni przebiega pomiędzy dwoma stawami pełnymi kwiatów lotosu. Zresztą – najlepiej pokażą to zdjęcia. W samym Ubud - stolicy balijskiej kultury, jest wiele świątyń. Na ich terenie co wieczór odbywają także się pokazy lokalnych tańców.  W kulturze balijskiej taniec ma o wiele większe znaczenie niż w naszym kręgu kulturowym. To nie tylko rozrywka, ale przede wszystkim nośnik historii i tradycji.  Pozostaje on także mocno w świecie 'sacrum'  dlatego jego miejsce jest w świątyniach a nie na deskach teatrów czy sal widowiskowych.

3
Pura Saraswati jest pełna kwiatów lotosu.Szkoda, że nie trafiliśmy w okres ich kwitnienia.

4
Pura Saraswati przygotowuje się do wieczornego pokazu tańca. Miejsca 'pod sceną' nie jest jak widać zbyt dużo.

5
Poprzednie zdjęcie jest zrobione tuż zza widocznego tutaj zadaszenia. Po prawej wejście do kawiarni Starbucks, który opanował już nawet Indonezję, a za nami główna ulica Ubud.

Wiele świątyń może rozczarować, choć warto do nich dotrzeć dla samego miejsca. Jedną z najbardziej znanych i rozpoznawanych świątyń bali jest Pura Ulun Danu Bratan. Jest ona położona na 2 malutkich wysepkach na jeziorze w kalderze wygasłego wulkanu. Samo miejsce jest fascynujące. Aby tam dotrzeć, trzeba wspiąć się samochodem na wysokość 1200 metrów, praktycznie w samo serce wyspy. W sezonie letnim (a więc deszczowym) gwarantuje to przejazd przez chmury (lub wjazd w chmury) oraz znaczny spadek temperatury. Okolice są także główmy miejscem plantacji truskawek (z czego z radością skorzystaliśmy zatrzymując się na jednej na degustację). Sama świątynia nas jednak mocno rozczarowała. To raptem dwie stojące wieże na malutkich wysepkach przy samym brzegu. Trzeba się mocno nagimnastykować, aby udało się zrobić zdjęcie, które nie pokazuje brzydoty całej okolicy. 

6
Pura Ulun Danu Bratan leży malowniczo na dwóch pięknych jeziorach w kalderze wulkanu. Jak widać na zdjęciu, jezioro otaczają porośnięte drzewami zbocza. Niestety widać to na zdjęciach - ale nie na moich :( Powinno tam wyglądać tak: http://img2.wikia.nocookie.net/__cb20140125002219/cybernations/images/3/3c/Bali-Pura-Ulun-Danu-Bratan-Water-Temple-in-Bali-Indonesia.jpg

7
Pura Ulun Danu Bratan - proszę mi wierzyć - zdjęcia są cztery razy bardziej efektowne niż to co widzieliśmy na miejscu.

8
Pura Ulun Danu Bratan - status i ważność świątyni można rozpoznać po liczbie poziomów. Ta jak widać jest dość ważna.

9
Pura Ulun Danu Bratan - druga wysepka mieści malutką - 3 poziomową świątynię.

10
Smutno, mglisto i chłodno. Za to turystów niewielu.

Drodzy czytelnicy: możecie zadać teraz pytanie, dlaczego się zawiedliśmy, skoro na zdjęciach wygląda to całkiem ciekawie? Chyba mieliśmy zbyt duże oczekiwania co do tego miejsca. Ta świątynia jest jednym z symboli Bali. Jeżeli gdziekolwiek znajdziecie artykuł o tej wyspie okraszony jedną fotografią, to na 80 procent będzie to zdjęcie Pura Ulun Danu Bratan – i to zazwyczaj będzie zdęcie zachwycające! Musicie mieć jednak sporo szczęścia, żeby trafić na taki moment, aby okolica wyglądała tak jak z obrazka. Położenie w górach powoduje, że prawie zawsze całe jezioro jest we mgle i  nie widać jego brzegów. Wszystkie kolory są też rozmyte i blade. W trakcie naszego pobytu poziom wody był też bardzo niski, więc teoretycznie można było wejść na wysepki świątynne suchą nogą. Mamy też wrażenie, że świątynia ta nie była zarządzana już przez rdzennych Balijczyków. Podziwiając cudowne omszone kamienne figury w Ubud nie potrafiliśmy przejść do porządku dziennego z wielkimi, pomalowanymi na zielono, plastikowymi figurami żab, stojącymi w czterech rogach wysepki świątynnej. Szczyt kiczu! Jedyną zaletą momentu, w którym tam dotarliśmy był niemal całkowity brak turystów. Może to wszystko wygląda lepiej w sezonie? 

11
Wyspy są ododdalone o cały metr od brzegu, a głębokość wody sięga tutaj aż 5 centymetrów.

12
Pura Ulun Danu Bratan - chcecie zdjęcia? Przyjedźcie wcześnie rano.

13
Bali słynie ze wspaniałych i klimatycznych rzeźb. To nie jest jedna z nich.

14
Nie wiem jak to skomentować. Całe Ubud było pełne gustownych kamiennych figur, a przy Pura Ulun Danu Bratan jest tylko taki odpustowy kicz.

15
Pierwszy kontakt z muzułmańskimi toaletami. Styl 'na Małysza' a zamiast papieru - widoczny centralnie zbiornik z wodą oraz zielony nabierak w kształcie serduszka. Brrrr.

16
A powinno wyglądać tam mniej więcej tak.

Kolejną świątynią, którą odwiedziliśmy (także ze względu na położenie) jest Pura Tanah Lot. Leży ona w południowej części wyspy, więc dotarcie do niej nie jest tak kłopotliwe. Sama świątynia leży nas skale na brzegu oceanu. Nie można niestety do niej wejść, ale brak tej możliwości wynagradza malowniczość okolicy. Jest to także doskonałe miejsce na podziwianie zachodów słońca. Nie było nam dane jednak nasycić się tym widokiem w pełni, gdyż mocno zachmurzony horyzont skutecznie zakrył sam moment zachodu. Na skalistych tarasach obok świątyni przebywają tysiące turystów i podróżników. Co nas najbardziej zaskoczyło – było bardzo niewielu Europejczyków czy ludzi z Australii. Jeżeli wśród zwiedzających to miejsce jest osoba o jasnej karnacji z jasnymi włosami - pewne jest, że połowę pobytu spędzi pozując do zdjęć. W naszym przypadku ustawiła się długa kolejka, w której momentami blisko było do rękoczynów. Nawet mężczyźni o europejskim wyglądzie byli tutaj popularni. W ich przypadku jednak to Azjaci kulturalnie pytali czy ich dziewczyny mogą sobie zrobić z nimi zdjęcie :-). Bardzo ciekawe przeżycie. Człowiek może się poczuć jak gwiazda. W okolicy świątyni jest kilka ciekawych punktów widokowych na klifach. Warto je odwiedzić jeszcze przed zejściem pod świątynie (gdzie czeka się zazwyczaj na zachód słońca).

17
Balijczycy w swym normalnym, codziennym stroju. Tak, naprawdę tak się ubierają. Tutaj zdjęcia zrobione na parkingu przed Pura Tanah Lot.

18
Bali jest dość bezpiecznym miejscem, jeżeli chodzi o zwierzęta. Większość z tego co żyje, nie zrobi nam krzywdy. Ale spacerując po małym targowisku można się natknąć na takiego kolosa, na którego nikt tutaj nie zwracał uwagi.

19
Wejście na teren Pura Tanah Lot. W oddali widoczne schody a wzgórze świątynne.

20
Pura Tanah Lot. W sezonie ponoć są tutaj ogromne tłumy. W trakcje naszego pobytu było dość sporo ludzi, ale nie można tego nazwać tłumem.

21
Pura Tanah Lot - malownicze zdjęcie tuż przed zachodem słońca.

22
Pura Tanah Lot. Europejczyk czuł się tam, jak ta Pani mogłaby się poczuć 30 lat temu w Ustrzykach Dolnych.

23
Okolice Pura Tanah Lot są dość skaliste - można zapomnieć tutaj o piaszczystej plaży.

24
Pura Tanah Lot - każdy biały był tutaj atrakcją. Kolejka chętnych do zrobienia sobie zdjęcia nie miała końca.

25
Pura Tanah Lot o zachodzie słońca.

26
Morze za Pura Tanah Lot.

27
Pura Tanah Lot o zachodzie słońca.

28
Pura Tanah Lot o zachodzie słońca.

29
Pura Tanah Lot o zachodzie słońca - spacer dla ostrożnych.

30
Okolice Pura Tanah Lot o zachodzie słońca.

31
Pura Tanah Lot po zachodzie słońca.

Ostatnią świątynią, o której chciałbym tu napisać, to Uluwatu. Położona jest ona na południowym krańcu wyspy, dlatego jest dość popularna pośród zachodnich  turystów (względna bliskość głównych kurortów). Okolica jest kompletnie inna i w niczym nie przypomina Bali. Roślinność jest inna i sporo uboższa, brak też balijskiej zabudowy. W Uluwatu aby wejść na teren świątynny, trzeba odebrać przed wejściem okrycie nóg i ramion. Sama świątynia jest malutka i nie ma do niej dostępu. Jej główną atrakcją znowu jest położenie. Malutka wieża, przypominająca trochę japońskie pagody dosłownie niknie na ogromnym, idealnie pionowym klifie. Najbardziej dogodne miejsca na podziwianie oddalone są od świątyni o kilkaset metrów (zarówno po lewej jak i prawej stronie). Trasa do nich wiedzie samą krawędzią klifu, jest jednak dość dobrze zabezpieczona. Okolice świątyni są zamieszkałe przez małpy. To jednak wada a nie zaleta. Potrafią być dość agresywne. Zapomnijcie o torebkach, reklamówkach a w szczególności o jedzeniu. Uluwatu w kategorii Balijskiej, uchodzi za 6 najważniejszą świątynie na wyspie. Ze względu na położenie, jest przez wielu uznawana za najładniejszą. 

32
Przy bramie do świątyni Uluwatu.

33
Uluwatu - schody na teren świątynny. Niestety dalej jest brama zakazująca wejścia turystom.

34
Uluwatu - a oto i wspomniany napis - niestety codzienność na Bali.

35
Uluwatu. Sama świątynia widoczna jest na na szczycie klifu po lewej stronie.

36
Uluwatu. Oto i klif świątynny w całej okazałości.

37
Uluwatu. Spacerek wzdłuż klifu zajmował chwilkę.

38
Uluwatu - widok z drugiej, mniej zabezpieczonej strony.

39
Uluwatu - nie miałem odwagi podejść bliżej.

40
Uluwatu. Przed wejście ma terem świątyni trzeba ubrać gustowny strój.

41
Uluwatu. Przy parkingu jest sporo budek z jedzeniem i małych restauracji dla spragnionych turystów. Trwa obecnie przygotowanie mam orzecha kokosowego.

42
Uluwatu. Bezalkoholowy drink w całej okazałości.

43
Na Bali na każdym kroku natkniemy się na ziemi na małe koszyczki z darami dla bóstw (kwiaty, owoce, cukierki itp). Oto moment poświęcenia kolejnego.

Powyższe świątynie to tylko niewielki fragment tego co Bali ma do zaoferowania w tej kategorii atrakcji. Mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócimy i odwiedzimy pozostałe. Na pierwszy raz jednak te wystarczyły. Trzeba przecież jeszcze znaleźć czas na inne - równie ciekawe, a mniej religijne atrakcje. Udało się nam nawet do kilku takich dotrzeć. Największe wrażenie zrobił na nas park motyli. Ta atrakcja niezbyt często opisywana jest w przewodnikach - a szkoda. Osobiście to dla nas jedno z najbardziej niezapomnianych przeżyć. Do parku dotrzeć dość trudno. Leży przy jednej z głównych dróg, ale nie da się go z niej zauważyć, a o zjeździe informuje tylko jeden, niezbyt wyróżniający się znak. Troszkę pobłądziliśmy, ale udało nam się nam tam jednak dojechać. Nie byliśmy jedynymi którzy mieli z tym problem. Jak wygląda sam park? To dość  spory i ładny ogród otoczony ze wszystkich stron (i z góry) siatką. Przed samym wejściem znajduje się dość uboga i niewielka restauracja (to za duże słowo, lepiej powiedzieć: punkt gastronomiczny). Wspominamy ją jednak dość dobrze, gdyż siedząc tam mogliśmy w samo południe podziwiać na żywo z 'localsami' walkę bokserską Krzysztofa 'Diablo' Włodarczyka. Ach te zalety różnicy czasu :-)

44
W oczekiwaniu na znajomych przed wejściem do parku motyli: 'Diablo' Włodarczyk na żywo z Chicago.

45
Piękny ogród przed parkiem motyli.

46
A oto i pierwszy motyl.

A jak jest w samym parku? Motyle są OGROMNE, niesamowicie kolorowe i jest ich naprawdę bardzo dużo. Dwa miejsca w parku potrafią dosłownie odebrać dech z piersi. Pierwsze z nich  to miejsce pozwalające poobcować z innymi przykładami balijskich owadów. Co można zobaczyć? Może czarny żuk przypominający nosorożca i będący wielkości myszy? Wrażenie robi dopiero jak spaceruje po twojej ręce! Różne odmiany ogromnych modliszek (niektóre wyglądające idealnie jak liście), które spacerują po twojej klatce piersiowej coraz wyżej i wyżej. Nie da się ot tak przeżyć tego bez emocji! A jeszcze lepiej jest kilka kroków dalej. W niewielkim obudowanym siatką pomieszczeniu, znajduje się punkt rozmnażania motyli. Wchodzącym tam turystom  pracownicy parku kładą dorosłe, ogromne motyle na ich plecy, brzuchy, ramiona itp. Można być dosłownie obleziony przez te piękne owady. Chodzą wszędzie. Trzepocząc ogromnymi skrzydłami spacerują po twych włosach tuż przy samym uchu. Mogą ci podreptać po policzku. Są całkowicie niegroźne, ale ci co mieli okazję to przeżyć, często zgodnie mówią, że z emocji mieli problem  z oddychaniem i że było to jedno z najbardziej niesamowitych doświadczeń w ich życiu.

47
To nie plastikowa atrapa - to żyje! Na szczęście jest bardzo spokojne i niegroźne.

48
Warto zwrócić uwagę na liść w prawym dolnym rogu. To nie liść!

49
Patyczaki jak na lekcji biologii. Tylko większe.

50
To chyba jakiś gatunek modliszki.

51
Jak widać w parku motyli można zobaczyć inne atrakcje. Coś przecudnego!

52
Modliszka zobaczyła żuka.

53
A tutaj poprosiliśmy naszego robaka o pomachanie wszystkim czytelnikom trippics.pl

54
Robaczki w parku motyli.

55
Robaczek na wyciągniętej pięści.

56
Główna atrakcja parku - motyle! Tło tego zdjęcia to nie jest tapeta.

57
Kolory, wielkość, liczba owadów - niesamowite przeżycie.

58
W głównym budynku znajdowały się także gabloty z innymi okazami owadów.

59
Gabloty w parku motyli.

60
Na terenie parku niebieski motyl był rzadkością.

61
A to już największe okazy na całej wystawie. Większe od ludzkiej głowy.

62
Motyl udający sowę.

63
Przy wyjściu z parku motyli rósł sobie różowy ananas.

Jeżeli kiedykolwiek zastanawiasz się  po co człowiek leci na drugi koniec świata i spędza swój wolny czas i wydaje sporo pieniędzy jeżdżąc po dziwnych miejscach, to nareszcie mam na to własną – subiektywną odpowiedź. Właśnie dla takich chwil! Niewiele jest momentów w życiu, które z emocji i kompletnej niesamowitości zapierają dech w piersiach. Powodują że człowiek stoi z opadniętą szczęką i nie dowierza temu co właśnie widzi i przeżywa. Kiedy ostatnio miałeś taki moment drogi czytelniku? 

Innym dość interesującym miejscem jest skansen zwany Tradycyjną Wioska Balijską. Generalne tradycyjne wioski balijskie dość łatwo spotkać skręcając z głównych dróg (jedna jest zaraz za parkiem motyli). Ta o której teraz piszę ma dość ciekawy charakter. To półoficjalny skansen. Co to znaczy półoficjalny? Wygląda na to, że władze wyspy dogadały się z mieszkańcami jednaj z wsi i w zamian za zachowanie tradycji i nieprzejmowanie się turystami doprowadziły wioskę do modelowego stanu i zapewne (choć w tamtejszych realiach nic nie jest pewne) dzielą się z nimi przychodami od turystów. Obok wioski postawiono więc wielki parking, budynek z restauracją i kasą biletową i od tego momentu wejście na teren modelowej wioski stało się płatne. Prócz tego, że wszystkie drużki w wiosce są zadbane jak w Szwajcarii a posesje przy uczęszczanych przez turystów dróżkach są bardziej okazałe, to naprawdę wygląda jak zwykła prawdziwa balijska wioska. Można się zżymać, że to uwłacza podróżniczej tradycji poznawania nowych kultur (znamy takich którym to nie odpowiada). Dla normalnych turystów to jest genialna sprawa. Co więcej - można tam spotkać się z miejscowymi, którzy oczywiście poczuli pieniądze i wiedzą co podróżnych interesuje. Dlatego spacerując uliczkami wioski z bram posesji wielokrotnie byliśmy zapraszani łamaną angielszczyzną do odwiedzenia i zobaczenia jak żyją. Oczywistym jest, że będą chcieli byśmy coś u nich kupili (w końcu żyją z turystów) ale nie byli zbyt obrażeni kiedy odmówiliśmy zakupu lokalnego rękodzieła. Aby wynagrodzić jednak  nasz pobyt i zwiedzenie prywatnego domu, kupiliśmy sobie napoje wprost z  kuchennej lodówki (a i cena nie była wyższa niż w zwykłych sklepach). Zobaczenie tego jak żyją ci ludzie (tym bardziej jeżeli jest taka bezkonfliktowa i prosta okazja) jest jedną z lepszych atrakcji tego miejsca. A jak żyją? Za cudowną bogato zdobioną częścią religijną była skromna kuchnia i powierzchnia wypełniona godną i wartą szacunku biedą. 

64
Pokazowa balijska wioska. Te 'nie pokazowe' wyglądają bardzo podobnie - są tylko mniej zadbane.

65
Balijska wioska. Tak powinno wyglądać wejście na każdą posesję na świecie.

66
Balijska wioska - przemyślana architektura i wspaniała atmosfera.

67
Najwyżej położony punkt (zwrócony oczywiście w stronę świętego wulkanu Agung) to strefa religijna.

68
Obok wioski był piękny bambusowy las.

69
Tradycyjna Balijska Wioska - wejście do głównej świątyni.

70
Szeregi domków przy głównej drodze w Tradycyjnej Balijskiej Wiosce. Następne zdjęcia wykonano na jednej z takich posesji.

71
Część religijna posesji - jak zawsze zadbana i z polotem.

72
Po prawej stronie widoczny domek, w którym mieszka gospodyni.

73
A domek w środku wygląda tak (jak się już oczy przyzwyczają do ciemności). Tuż obok pryczy jest piec (nie zmieścił się na zdjęciu).

74
Oto i nasza Pani Gospodyni i jej czarne świnki.

75
Oto główny plac religijny tego maleńkiego gospodarstwa. Jak to strasznie kontrastuje z biedą pozostałych miejsc.



Podobała się relacja?   Załóż konto i dodaj własną!